NA POWRÓT DO SZKOŁY EKSTRA 5% NA WYBRANY ASORTYMENT Z KODEM SZKOLA5. KLIKNIJ, ABY AKTYWOWAĆ!

Wyrusz z nami na Mały Szlak Beskidzki - relacja z MSB cz. 2

2024-09-05
Wyrusz z nami na Mały Szlak Beskidzki - relacja z MSB cz. 2

Mały Szlak Beskidzki stanowi doskonałe uzupełnienie Głównego Szlaku Beskidzkiego, prowadząc przez mniej znane pasma górskie, omijane przez słynny GSB. Opis i proponowany sposób przejścia można znaleźć w dedykowanych przewodnikach internetowych. Szlak nie doczekał się jeszcze jednak opracowania książkowego. Długość szlaku wynosi 137 kilometrów i Obejmuje Beskid Wyspowy, Beskid Makowski i Beskid Mały, rozciągając się na długości 137 kilometrów. To idealna propozycja na przedłużony weekend dla każdego miłośnika górskich wędrówek. W tym artykule przedstawimy nasze doświadczenia i wnioski z pokonania tego szlaku oraz podpowiemy, czy warto się na niego wybrać.

Planowanie wyprawy na Mały Szlak Beskidzki

Mały Szlak Beskidzki - Przygotowanie i logistyka

Naszą wędrówkę zaplanowaliśmy na przełom lipca i sierpnia, uwzględniając zmienne warunki pogodowe - od upałów przez burze po chłodne noce. Postanowiliśmy przejść szlak z namiotami, rozpoczynając od Rabki-Zdroju (Lubonia Wielkiego) w kierunku Bielska-Białej. Wybraliśmy ten kierunek odwrotnie do większości opisów z dwóch powodów. Po pierwsze, z Bielska-Białej dostępna jest dobra komunikacja PKP, nawet w weekendy. Po drugie, odcinek przez Beskid Wyspowy wydawał się najtrudniejszy ze względu na jego topografię i sumę podejść. Najciekawsza widokowo jest trasa Leskowiec – Bielsko-Biała, co stanowiło dodatkową motywację do jej zachowania na koniec.

Niezbędny ekwipunek na Mały Szlak Beskidzki

Szczegółowy opis idealnego plecaka na wyjazd można znaleźć w pierwszej części artykułu o Małym Szlaku Beskidzkim tutaj. Jeśli chodzi o wodę i jedzenie: staraliśmy się nie nosić z sobą zbyt wiele takiego bagażu. Sprawdzaliśmy gdzie po drodze będą sklepy i tam uzupełnialiśmy wszelkie braki na bieżąco. Ze względu na wysokie temperatury musieliśmy mieć z sobą znaczne ilości wody ok. 3 - 4l na osobę na dzień. Ją też staraliśmy się uzupełniać na bieżąco, ale każdy miał zawsze lekki zapas. UWAGA! Wody na trasie do nabrania praktycznie nie ma ze źródeł czy potoków! Tylko sklepy i schroniska.

 

 

 

Dlaczego namioty na MSB?

Baza noclegowa na trasie Rabka – Zembrzyce nie powala, a wsie wychodzą w takich odległościach, że nijak nie mieściliśmy się w planie ok. 25 - 32 km dziennie. Zdecydowaliśmy się na nie, ponieważ nie mieliśmy ograniczeń związanych z koniecznością wcześniejszej rezerwacji noclegu. Doszliśmy też do wniosku, że jeśli danego dnia zostanie nam sił to możemy zawsze podejść dalej.

 

MSB - planowany dzienny dystans

Zaplanowana długość trasy to między 25, a 32 km dziennie. Nawet z dużymi przewyższeniami jesteśmy w stanie taki dystans przejść spokojnym tempem na ciężko w około 7 – 9 godzin. Zakładając, że codziennie wychodzimy koło 8:00, a na nocleg chcemy dojść przed zmrokiem, spokojnie jesteśmy w stanie wygospodarować czas na obiad w knajpie, jeśli się trafi, piwo na widokowej polanie, postój w jakimś ciekawym miejscu, czy nawet na ugotowanie jedzenia (nie zdarzyło nam się podczas tego wyjazdu) albo przeczekanie burzy.

 

Dzień po dniu na Małym Szlaku Beskidzkim

 

Dzień pierwszy na MSB. Rabka-Zdrój - Luboń Wielki (start szlaku) - Lubogoszcz (21,15 km 1258 m przewyższenia)

 

Z Rabki wystartowaliśmy około godziny 10, żeby na początku szlaku stawić się po około półtorej godziny. Na dojście wybraliśmy szlak żółty, ze względu na jego walory – przejście przez gołoborze, jaskinie po drodze. Pogoda była piękna, niestety upalna, bo około 30 stopni. Na Luboniu w schronisku zjedliśmy drugie śniadanie, po czym ruszyliśmy dalej przez pola, łąki i trochę asfaltu do Mszany Dolnej.  Mszana jest świetnym miejscem na obiad oraz na uzupełnienie zapasów. Po zakupach ruszyliśmy na nasz nocleg na Lubogoszczy. Z ciężkimi plecakami i w gorącu podejście dało nam w kość, bo jest naprawdę długie (ok. 6 kilometrów pod górę). Zaraz za Mszaną zgubiliśmy szlak, ze względu na kiepskie oznakowanie na polach i trochę straciliśmy na jego odnalezienie.  Po dojściu na górę rozbiliśmy obóz, skonsumowaliśmy kolację i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.

 

 

Dzień drugi na MSB. Lubogoszcz – Ukleina (27,28 km 958 m przewyższenia)

 

Trasa z Lubogoszczy powitała nas bardzo stromym zejściem, dość długim przejściem asfaltem, bo musieliśmy jeszcze uzupełnić zapasy w sklepie w  Kasinie Wielkiej, a za chwilę podejściem na Wierzbanowską Górę. Upał nie odpuszczał, było sporo ponad 30 stopni w cieniu. Na kolejnych szczytach robiliśmy krótkie przystanki na uzupełnienie płynów. Popołudniem udało się nam wdrapać na Lubomir i odpocząć pod obserwatorium astronomicznym. Padł pomysł, by w schronisku PTTK na Kudłaczach skorzystać z prysznica, bo w te ostatnie dwa dni sporo potu się z nas wylało. Niestety obsługa schroniska nie pozwoliła nam na to nawet za opłatą, która miałaby być równowartością noclegu na polu namiotowym schroniska (nasza propozycja): żeby się kąpać, trzeba spać i koniec. Nocleg tam nam mocno nie odpowiadał, bo planowaliśmy przejść jeszcze prawie 7 kilometrów tego dnia. Zjedliśmy więc późny obiad i poszliśmy szukać noclegu pod Ukleiną. Na początku był plan żeby spać na szczycie, jest tam krzyż i ławki, jednak na mapach znaleźliśmy obiecującą wiatę przy szlaku rowerowym. Była to świetna decyzja, bo udało się spać bez namiotów, tylko na ławkach, oraz wziąć prowizoryczny prysznic w malutkim potoku obok wiaty. Noc była tak sucha, że namioty były zbędne.

 

 

Dzień trzeci na MSB. Ukleina – wiata nad Palczą (27,13 km, 790 m przewyższenia)

 

Przez Zamczysko zeszliśmy do Myślenic. Tam znów zejście było dość strome. Znowu cieszyliśmy się, że nie musimy tego wychodzić na koniec dnia. W Myślenicach po uzupełnieniu prowiantu ruszyliśmy dalej eksplorować pasmo Babicy. Beskid Makowski jest już stanowczo przyjemniejszy do chodzenia, ponieważ układa się w grzbiety, dzięki czemu nie ma trzeba cały czas wychodzić i schodzić. Natomiast pod kątem widokowym nie jest zbyt ciekawy. Przynajmniej ten odcinek, który zwiedzamy Małym Szlakiem Beskidzkim. Podobnie jest z resztą z Beskidem Wyspowym. Ogólnie są góry które ofertują świetne widoki, ale MSB o nie nie zahacza. Atrakcją na trasie stała się dość ulewna burza, która w końcu nas dopadła. Udało nam się przeczekać ją pod fajną wiatą między Trzebuńską Górą i Słoneczną. Po ulewie doszliśmy do Palczy pod sklep, gdzie zrobiliśmy zakupy. Stąd ruszyliśmy na nocleg pod wiatą nad wsią. Wiata nie była tak okazała jak poprzednie, ale spełniła funkcje miejsca na wieczorną posiadówkę.  Tutaj też niestety zaczęły się problemy. Byliśmy poodparzani i poobcierani od chodzenia bez przerwy w upale, bez codziennej kąpieli, no a ten dzień, ja, przeszłam w całości w przemoczonych butach, co skończyło się paskudnymi bąblami na śródstopiu.

 

 

Dzień czwarty na MSB. Wiata nad Palczą – dla mnie Zembrzyce (13,27 km, 187 m przewyzszenia) – dla chłopaków Leskowiec (30,02 km, 1056 m przewyższenia)

 

To był dzień mojego kryzysu, bo po ulewach dnia poprzedniego i ponownym powrocie upału chyba wszyscy czuliśmy się nie do końca świetnie. Po przejściu pasma Chełmu zeszliśmy do Zembrzyc. Ja już nie mogłam iść, szczególnie po asfalcie przez moje problemy ze stopami i musiałam podjąć decyzje o powrocie do domu i dokończeniu trasy w innym terminie. Na szczęście reszta grupy nie poddała się, szczególnie, że w planach był nocleg w schronisku PTTK na Leskowcu, prysznic i ciepła kolacja. Została także podjęta decyzja, że ja zabieram namioty i niepotrzebne rzeczy, a Panowie rezygnują z noclegu na Hrobaczej i z Leskowca idą prosto do Bielska, mimo znacznej odległości. Jednak na kolejny dzień zapowiadane były ulewy, toteż była to jedyna sensowna decyzja. Po zjedzeniu obiadu ja wsiadłam do samochodu wraz z dodatkowym ekwipunkiem, a chłopaki, nieco odciążeni ruszyli przez pasemko Żuranicy i Sarnie Skałki na Leskowiec. W Krzeszowie jeszcze skusili się na pizzę, żeby uzupełnić spalone kalorie. Na Leskowcu zameldowali się dość wcześnie, bo po 19 i w ten sposób zdążyli przed nadciagającą ulewą. Na Leskowcu byli praktycznie sami. Obsługa mimo zamkniętej już kuchni przygotowała im jedzenie i do późna wydawała piwko – duży plus, można polecać to miejsce z czystym sumieniem!

 

 

Dzień piąty na MSB. Schronisko na Leskowcu – Bielsko-Biała (39,08 km, 1523 m przewyższenia)

 

Tego dnia pogoda mocno nie dopisała. We wciąż padającym deszczu wyruszyli w stronę Potrójnej. Po bardzo szybkim przejściu tego odcinka postanowili przeczekać ulewy. W Chacie na Potrójnej zostali uraczeni kawą i ciastem, co pomogło trochę nadszarpniętym morale. Z Potrójnej aż do Bielska szli raczej w chmurach i przelotnych opadach, przez co najbardziej widokowy odcinek niestety nie spełnił oczekiwań. Na Górze Żar zjedli obiad, zeszli ostro w dół do jeziora Międzybrodzkiego, stamtąd ostro do góry na Hrobaczą Łąkę. Po krótkim odpoczynku lesistym odcinkiem zeszli do Bielska, gdzie zameldowali się koło 21. Odebrałam ich spod znaku informującym o końcu i początku MSB, utyranych, ale zadowolonych :)

 

 

Nie poddałam się czyli moja wersja ukończenia MSB.

1/3 dnia czwartego oraz 3/4 dnia piątego. Zembrzyce - Porąbka (44,97 km, 1720 m przewyższenia)

 

Kiedy udało mi się już wyleczyć stopy (tydzień), postanowiłam dokończyć trasę we własnym zakresie. Plan był ogarnięcia tego na lekko, w jeden dzień bez noclegu.  Niestety ze względu na różne czynniki znalazłam się z Zembrzycach dopiero o 10. Znowu trafiłam upał, bo 34 stopnie w cieniu i bezchmurne niebo. Odcinek przez Sarnie Skałki poszedł gładko, podejście na Leskowiec również. Tam zjadłam szybki żurek z piwem i poleciałam dalej. Niestety miałam świadomość, że zaczęłam jakieś 3 godziny za późno i nie zdarzę przejść całości. Przeszłam pięknym skałkowym grzbietem za Łamaną Skałę, później na Portójną – polecam odejść na szczyt, bo widok jest całkiem sympatyczny, a to jakieś 200m. Prawie zbiegłam na przełęcz Kocierską i tam zdecydowałam, że mimo wypicia już 3 litrów płynów i ogólnego utyrania gorącem pójdę jeszcze do Porąbki. Na szczycie Kocierza spotkałam rodzinkę z namiotem – pozdrowienia – super opcja na spędzanie czasu z dziećmi! Później na Cisowej Grapie przeszłam przez rezerwat, w którym chroni się buki (chyba mam nowe pytanie do testu dla przyszłych przewodników) i już po zachodzie słońca weszłam na Kiczerę. Kiczera i Góra żar to najbardziej widokowe punkty na całej trasie. Przepiękny widok. Nie tylko ja go doceniam, ponieważ na Kiczerze był istny szał. Dosłownie na każdej polanie (a są tam 4) było tak na oko z 30 namiotów, plus hamaki w lesie, ludzie w różnym wieku, głównie w moim, impreza, muzyczka z głośniczka, biegające dzieci, huk, krzyk i balanga. Planowałam tam nocleg przy którejś wersji tego przejścia i w sumie cieszę się, że nie doszedł do skutku.  Jechać na jedną noc na imprezę, zaparkować koło Żaru, przejść 500 m na polanę – spoko, ale już na regeneracje po trasie – niekoniecznie. Na Górę Żar szłam już prawie po ciemku, ale widok był zachwycający. Nie dość, że sama elektrownia (elektrownia szczytowo-pompowa o największej mocy w Polsce) świeciła to do tego jeszcze wszystkie światełka Żywca, Porąbki i Międzybrodzia odbijające się w jeziorze robiły świetne wrażenie. Akurat była noc Perseidów, ale było tam tak jasno, że jako punkt obserwacyjny się tamto miejsce nie nadawało. Zaczęłam schodzić do Porąbki, gdzie czekał na mnie transport do domu.

 

 

1/4 dnia piątego. Porąbka – Bielsko-Biała (12,50 km, 640 m przewyższenia)

 

Honorowo, żeby dokończyć. Odcinek na Hrobaczą od Porąbki, stromo i w zaduchu. Nie schodziłam już na schronisko i na widok, bo było strasznie gorąco oraz sporo ludzi pod schroniskiem. Ale jest to opcja noclegowa, bo schronisko już działa, po przerwie. Później przez lesiste Gaiki dalej stromym zejściem do Bielska-Białej. Mam również zdjęcie pod znakiem w Straconce.

 

 

Podsumowanie przejścia Małego Szlaku Beskidzkiego

 

Podsumowując, MSB można przejść na wiele sposobów, różnymi wariantami. Wariant na ciężko na pewno jest atrakcyjny dla ludzi, który się nie spieszą, mają elastyczne plany, a spać jest gdzie po drodze. Większość osób spotkaliśmy jednak na lekko idących z Bielska do Rabki, w zakresie wyboru kierunku byliśmy chyba wyjątkiem. Chcę też zaznaczyć, że spotkaliśmy bardzo niewiele osób. Poza tą moją „imprezą na Kiczerze” i ludziach w schroniskach szlak był właściwie pusty. Jeśli ktoś poszukuje zapierających dech w piersiach widoków, to raczej się rozczaruje, szczególnie na odcinku Rabka – Zembzyce, jednak takie "haszczowanie" ma także swój urok. Zaplecze jeśli chodzi o pożywienie: sklepy, restauracje, schroniska jest dość bogate, więc tutaj nie ma co się obawiać i na pewno nie trzeba nosić całego prowiantu. Dla osób lubiących uzupełniać wodę na trasie w potokach przestroga – tu właściwie wody nie ma. Raz, że latem mamy co mamy i susza dotyka także góry, dwa, że nawet bez suszy źródeł jest jak na lekarstwo. Myślę, że wycieczkę można stanowczo polecić osobom, które lubią ruch, lubią szlaki długodystansowe i szukają jakiegoś fajnego pomysłu na spędzenie 4 – 6 dni w górach. Tydzień po nas, nasz kolega przejechał ten szlak na rowerze, w takim kierunku jak my szliśmy, zapraszamy również do przeczytania jego reportażu tutaj.

 

Pokaż więcej wpisów z Wrzesień 2024
pixel